Maseczka idealna?

Hej Kochani!

Muszę Wam się przyznać, że kiedyś bardzo zraziłam się do maseczek. Parę lat temu kupiłam kilka maseczek Perfecty i po każdej miałam na twarzy taki wysyp, że ciężko mi się to wspomina. Wypróbowałam chyba ze trzy i potem dałam sobie spokój. Przez dłuugi czas raczej nie eksperymentowałam z maseczkami. Teraz, po paru latach i trochę większym doświadczeniu w pielęgnacji mojego buziaka, wiem, że te wysypiska mogły być spowodowane, po prostu, złym doborem maseczek do mojej cery.

Od jakiegoś czasu powróciłam jednak do maseczek, tym razem bardzo uważnie dobierając tylko takie, które powinny odpowiadać mojej cerze. Czas przedstawić Wam maseczkę, którą polubiłam najbardziej.


Jest to maska-kompres nawilżająco-odprężająca na twarz, szyję i pod oczy Tołpa: dermo face, hydrativ. Jak już wspominałam w poprzednich postach, mam suchą skórę i często mam też wrażenie, że jest ona odwodniona, więc bardzo chętnie sięgam po wszelkie nawilżające kosmetyki.


Maseczka ma na celu stworzyć na skórze delikatny kompres, który silnie nawilży oraz złagodzi podrażnienia i zaczerwienienia. Ma przywrócić uczucie komfortu, wyeliminować oznaki stresu i zmęczenia oraz zregenerować mikrouszkodzenia i wspomóc odbudowę bariery ochronnej. Dodatkowo, ma wygładzić i uelastycznić skórę.


Maseczkę kupujemy w dwóch połączonych ze sobą saszetkach, co jest dość powszechnie spotykane. Opakowanie, jak to Tołpy, robi dobre wrażenie. Dostajemy wszelkie potrzebne informacje bez zbędnego 'przepychu'. Po otwarciu naszym oczom ukazuje się dość gęsta, biała maseczka. Zapach mi jest bardzo ciężko określić. Mój mąż stwierdził, że pachnie jak mydła za dawniejszych czasów. Skojarzył mu się z kąpielami za czasów, kiedy był mały :) Generalnie, zapach jest całkiem przyjemny, choć na dłuższą metę mógłby być męczący.

A jak z jej działaniem?


Stwierdzam, że jest naprawdę świetna. Maseczkę stosuję zawsze po uprzednim wykonaniu peelingu. Tak, jak producent sugeruje na opakowaniu, nakładam ją i idę się wykąpać. Trzymam ją około 10-15 minut, następnie spłukuję. I wiecie co? Zdecydowanie zauważyłam, że po użyciu maseczki skóra jest fajnie nawilżona. Dodatkowo, producent nie minął się z prawdą, kiedy umieszczał informację , że łagodzi podrażnienia. Przy regularniejszym stosowaniu widzę, że moja skóra wygląda na bardziej wypoczętą. Jest też bardziej gładka i elastyczna. Wysypisk brak :)))


Bardzo lubię Tołpę i informacje, które podają na opakowaniach. Wiemy, czego się spodziewać nawet jeśli dobrze się na składach nie znamy.


Polecam :)

Lubicie maseczki? Stosujecie? Jaka jest Waszą ulubioną? Możecie coś polecić do suchej skóry?

Pozdrawiam
Marta

Oczyszczanie z Ziają

Hej Kochani!

Porządne oczyszczanie skóry wydaje mi się jedną z ważniejszych i dobrych rzeczy, jakie dla niej robimy. Na rynku jest mnóstwo peelingów przeróżnej maści, których producenci obiecują wiele, a niewiele z tego, tak naprawdę, wynika. W mojej pielęgnacji przewijało się już bardzo dużo przeróżnej maści peelingów do twarzy, lecz z żadnym nie zaprzyjaźniałam się na długo. Teraz ograniczyłam się do dwóch zdzieraków i bardzo mi z tym dobrze. Jednym z nich jest oczyszczający peeling od Sylveco - recenzja tutaj, a druga to pasta oczyszczająca do skóry normalnej, tłustej i mieszanej od Ziaja


Mimo tego, że moja skóra jest określana jako sucha, ma tendencję do robienia mi czasami niespodzianek w postaci nieproszonych gości, czy świecenia się strefy T. Dość to problematyczne, szczerze mówiąc. Dlatego też czasami sięgam po produkty nie przeznaczone dla cery suchej. Taka też jest pasta oczyszczająca Ziaja.


Jak widzicie, producent przedstawia nam pastę, jako głęboko oczyszczającą oraz redukującą niedoskonałości skóry. Skóra ma być po użyciu czysta i świeża, bez nadmiaru sebum. Dzięki niej niedoskonałości skóry oraz zaskórniki mają nam być niestraszne! Co w paście pomaga oczyścić naszą skórę? Ekstrakt z liści Manuka, zielona glinka oraz aktywna baza myjąca.


Pasta została zamknięta w tubce z porządnym zamknięciem. Wygląda całkiem fajnie, lubię takie 'minimalistyczne' opakowania. Brak jest dużej ilości kolorów, wszystko jest przejrzyste i klarowne. Sama pasta ma kolor biały, jest 'treściwa', z mnóstwem oczyszczających drobinek. Zapach dla mnie bardzo przyjemny, choć ciężko go określić. Kiedy dłużej go wącham wyczuwam jakieś... owocowe nuty :D 

Jak tam daje sobie radę na mojej buźce?


Naprawdę bardzo dobrze. Używam jej na przemian z peelingiem Sylveco. On się bardzo fajnie sprawdza w takim ogólnym oczyszczaniu twarzy, a pasta, rzeczywiście, oczyszcza ją dogłębnie. Ostatnio, sięgam po nią dość często, ponieważ trwa sezon na alergie, które sieją spustoszenie na mojej biednej buzi. Często mam wysypy przeróżnych nieciekawości, mimo że prawie się nie maluje. Mam wrażenie, że dzięki niej pozbyłam się wielu nieprzyjaciół ;) Dodatkowo, świetnie się spisuje w przygotowaniu skóry pod wszelakie maseczki - zauważyłam, że moja skóra lepiej je przyswaja, kiedy przed użyję pasty :) 


Trochę z bolącym sercem, ale muszę przyznać, że ostatnio nieco porzuciłam używanie wielu naturalnych produktów w pielęgnacji twarzy i włosów i... chyba mi z tym dobrze. 


Skład pasty pozostawia wiele do życzenia. SLS, parabeny i inne kwiatki. Czemu moja skóra ją lubi? Sama nie wiem :D Przestałam się nad tym zastanawiać - ważne, że robi swoje za niewielkie pieniądze (ok. 8zł, a można ją często spotkać w promocjach za niecałe 6).

Uwaga: z tej pasty jest mocny zdzierak! Jeśli Wasza twarz takich nie toleruje, nie próbujcie :)

Znacie pastę Ziaja? Lubicie serię liście Manuka? Możecie polecić jeszcze jakieś ciekawe zdzieraki?

Pozdrawiam
Marta

Nowości u Marty vol. 4

Hej Kochani!

Dzisiaj chciałabym Wam pokazać nowości ostatniego miesiąca. Tradycyjnie już, nie jest ich mało ;p Czasami ubolewam nad tym, że nie mogę się powstrzymać przed robieniem kosmetycznych zapasów. A z drugiej strony, skoro to uwielbiam, to chyba nie ma co z tym walczyć, trzeba to zaakceptować :D


W czerwcu trochę mi się poszczęściło i wygrałam parę konkursów:


Pierwszy konkurs z okazji Dnia Matki był organizowany przez super bloga Okazjomania, gdzie musiałam odpowiedzieć, czym jest dla mnie macierzyństwo i wygrałam widoczne na zdjęciu dwa, przepięknie pachnące, kremy do rąk firmy Delawell, dziękuję :)


Druga wygrana na blogu Kosmetyki z mojej półki, gdzie przemiła Agnieszka przygotowała następujące, świetne nagrody (dziękuję!):
Dwufazowy płyn do demakijażu Optymalna Tolerancja MIXA - bardzo lubię firmę i myślę, że się sprawdzi.
Olejek pod prysznic dla skóry suchej EUCERIN - moja sucha skóra będzie wdzięczna!
Serum nawilżające HYDRAIN3 DERMEDIC - zaraz zaczynam je używać, tyle dobrego słychać o firmie i mam nadzieję, że mój buziak się z nim polubi :)
Żel dla skóry tłustej i wrażliwej Effaclar LA ROCHE POSAY - nie mam tłustej skóry, ale chyba go wypróbuję, może się sprawdzi. Chciałam go oddać mamie, która ma tłustawą skórę, ale stwierdziła, że u niej tylko się zmarnuje, tak dobrze jej idzie zużywanie kosmetyków...:)

A co tam ciekawego zakupiłam bądź dostałam?

Dla kudełków:


Odżywka wzmacniająca Goodbye Damage GARNIER Fructis - przyciągnęło mnie opakowanie i promocja w Rossmannie, nic nie poradzę :D
Nawilżająca odżywka do włosów z bio-granatem i bio-aloesem Alterra - mini wersja przekonała mnie do zakupu.
Odżywka wzmacniająca Oil Repair 3 GARNIER Fructis - ostatnio moje włosy polubiły się z olejami, a w tej odżywce znajdziemy olejki z oliwki, awokado i karite.

Na ciepłe dni:


Krem ochronny na słońce do twarzy i ciała dla niemowląt i dzieci PHARMACERIS - trzydziestka dla mojej Bąbuldy :)
Krem BB LUMENE SPF 20 - ten kremik dostałam do testów od Kosmetyki bez tajemnic. Wkrótce, zapewne, pojawi się recenzja.
Upiększający krem mineralny BB PERFECTA - haha, no piękna beauty babe na opakowaniu ;p Dostałam go w Rossmannie za 0,01zł do zakupów, boję się otwierać :D
Olejek do opalania SUN OZON SPF 15 - nie bardzo lubię balsamy do opalania, więc w tym roku stawiam na świetnie pachnący i tani olejek!

Do oczyszczania:


Pasta do głębokiego oczyszczania twarzy przeciw zaskórnikom liście manuka ZIAJA - to już moje drugie opakowanie, uwielbiam tę pastę.

Włosy once again:


Casting Sunkiss żel rozjaśniający L'OREAL - postanowiłam nieco rozjaśnić moje brąz kudełki, bo chcę wrócić do rudości. Nie oczekuję oszałamiających efektów, ale choć trochę rozjaśnić by się przydało.

Dla ciałka:


Olejek do ciała Power Fruit EVREE - recenzja tutaj.

I koloróweczka, mrrau:


Cienie do powiek Paradise Island MY SECRET - to już moje trzecie opakowanie cieni z serii Hot Colors, uwielbiaaam!
Cień 146 yellow KOBO Professional - idealny na lato, świetna pigmentacja, cudo. Kolejny do kolekcji.
Brązujący puder w kamieniu 308 Sahara Sand KOBO Professional - uczę się konturowania, tak, tak, ciężko idzie.
Pomadki Kiss My Lips MY SECRET - kolory Blueberry Mousse, Pink Power i Fuchsia są moje! Piękności.
Kredki do oczu Big Eye MY SECRET - biała i czarna. Będą idealne do codziennego makijażu.
Korektor rozświetlający Lumi Magique L'OREAL - niespodziewanie skończył mi się mój ulubiony Lumene i musiałam na już kupić. Chyba dobrze wybrałam ;)
Kredka do brwi BROWsatin MAYBELLINE - kolor dark brown. No, no, wreszcie się skusiłam wypełniać czymś moje brwi. Ciekawe, jak mi to będzie szło, obawiam się co nieco :D

Poza tym, już wcześniej prezentowałam Wam genialne pudełeczko Inspired by Charlize Mystery, które zdecydowałam się nabyć - zapraszam tutaj.
No i czerwcowy ShinyBox - o tu, tu.

To by było na tyle w tym miesiącu. A jak u Was? Nabyliście coś ciekawego?

Pozdrawiam
Marta

Owocowy zawrót... ciałka!

Hej Kochani!

Ostatnio bardzo polubiłam pielęgnację olejami. Czy to włosy, czy buziak, czy ciało, oleje towarzyszą mi codziennie. Dziś chciałabym Wam napisać o olejku do ciała, który zrobił na mnie ostatnio największe wrażenie. Co to za olejek? Mowa o ostatniej nowości od firmy Evree.


Z olejków firmy Evree miałam jeszcze Super Slim, który pojawił się w moim czerwcowym denku. Jednak Super Slim nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak jego kolega Power Fruit. Czemu? Chyba naczytałam się zbyt wiele pochlebnych opinii i spodziewałam się po nim nie wiadomo jakiego efektu ;) O nowości, czyli Power Fruit od Evree czytałam niewiele i nie nastawiałam się wcale. I co? I jest ulubieniec ;)


Producent pisze, że olejek ten jest nawilżającą, specjalistyczną kuracją do ciała, do wszystkich rodzajów skóry. Podobno intensywnie nawilża, rewitalizuje, odżywia, odpręża, łagodzi skórę oraz nadaje sprężystość i gładkość.

Dużo obietnic, prawda? :)


Olejek dostajemy w plastikowym opakowaniu z zamknięciem, które nie do końca mi pasuje. Produkt wydobywa się łatwo, ale po wstrząśnięciu (jest to innowacyjna formuła dwufazowego olejku) i otwarciu zawsze gdzieś wystrzeli mi trochę zawartości ;p Dodatkowo, opakowanie podczas użytkowania jest całe ulepione olejkiem i może wyślizgnąć się z dłoni. Poza tymi paroma niuansami opakowanie wygląda dość fajnie, jest pomarańczowe z kolorową naklejką. Producent podaje na nim jak można stosować olejek Power Fruit. 
Sama konsystencja olejku jest ciekawa - nie jest to typowo lejący się produkt, tylko taki trochę gęstszy. Dobrze rozsmarowuje się na ciele i bardo szybko się wchłania nie brudząc ubrań (w moim przypadku piżamki, bo olejek stosuję tylko na noc ;)).

A jak tam z jego działaniem?


Muszę przyznać, że producent nie przesadzał. Olejek jest świetny! Pięknie pachnie, tak delikatnie, dla mnie bardziej kwiatowo niż owocowo, ale jest to przyjemny zapach. Niestety, nie zostaje na długo na skórze ;) Zawsze smaruję olejkami piersi, brzuch i pupę, resztę traktuję balsamem. Używając go regularnie, czuję jak bardzo moja skóra w tych miejscach jest nawilżona, mięciutka, taka miła w dotyku. W dodatku jest zdecydowanie bardziej sprężysta. No i traktowanie skóry olejkami jest bardzo odprężające, więc tutaj producent również się nie mylił :D


Skład tego olejku, jak widać, jest dość bogaty w różne oleje. Mam jedynie zastrzeżenie co do wydajności. Baardzo szybko go ubywa. A smaruję tylko niektóre partie ciała i tylko wieczorami, przy czym nie wylewam na siebie pół buteleczki, tylko tak optymalnie trochę w rękę i smaru smaru. Sądzę, że cała buteleczka starczy na około 3 tygodnie. Przy cenie 30zł za 100ml może wydawać się to mało. Choć można go dorwać w promocjach za około 20zł. 

Polecam!

Znacie olejki Evree? Lubicie?

Pozdrawiam
Marta

Denko CZERWIEC

Hej Kochani!

Zastanawiam się, kiedy minął ten cały czerwiec, a jeszcze bardziej zastawia mnie, kiedy zużyję moje zapasy kosmetyczne. Już nie mam gdzie tego wszystkiego upychać :D Dzisiaj to, co tygryski lubią bardzo, bardzo, czyli post o denku!


Zużycia kąpiel:


Wellness&Beauty peeling z olejem mango i kokosem - bardzo sympatyczny zdzieraczek. Pisałam o nim tutaj.
Czy kupię ponownie: TAK.

Oillan med+ emulsja natłuszczająca - jak i w poprzednim miesiącu. Świetna emulsja.
Czy kupię ponownie: TAK.

ISANA płyny do kąpieli Milch & Honig oraz Aloe Vera - stałe comiesięczne zużycia ;)
Czy kupię ponownie: TAK.

Alterra mydła o zapachu drzewa sandałowego i pomarańczy - bardzo lubię te mydełka. Muszę poznać wszystkie zapachy :D
Czy kupię ponownie: TAK.

Lactacyd Femina acti-fresh - świeżość cały dzień? Ma-sa-kra. Moja pipu baaardzo, ale to bardzo nie polubiła tego płynu. Szczypało, piekło, brrr. Zużyłam do mycia wszystkiego, tylko nie do miejsca, dla którego został przeznaczony. Nigdy więcej!
Czy kupię ponownie: O NIE, NIE.

Zużycia włosy:


Sylveco lniana maska do włosów - hmm, hm. Ta maska jest zagadką. Mam co do niej bardzo mieszane uczucia. Jednego dnia wydawało mi się, że moje włosy wyglądają dzięki niej świetnie, innego, że do niczego.
Czy kupię ponownie: NIE WIEM.

Alterra odżywka nawilżająca granat i aloes, miniatura - już kupiłam pełnowymiarową wersję, choć nie wiem, czy nie nieco przedwcześnie. Pierwsze wrażenie robi dobre ;)
Czy kupię ponownie: MOŻE.

Zużycia twarz:


Alouette ręczniki jednorazowe - bardzo je lubię, używam ich do wycierania twarzy po myciu żelami, itp.
Czy kupię ponownie: TAK.

Clinique all-about-eyes serum - to maleństwo towarzyszyło mi przez wiele poranków. Bardzo wydajne, bardzo fajne. Dawało delikatny efekt chłodzenia oraz zmniejszało obrzęki pod oczami. Miodzio.
Czy kupię ponownie: TAK.

Thalion Thali Source, miniatura - krem nawilżający dodany do ShinyBox. Nawilżający, czyli coś dla mnie. Szkoda tylko, że nic nie robił ;) Nie odczułam ani specjalnego nawilżenia, ani jakiegokolwiek innego działania. W życiu nie dałabym za niego ok. 170zł - taka była podana cena na pudełku Shiny. 
Czy kupię ponownie: NIE.

Bielenda Super Power Mezo Maska nawilżająca i korygująca - nawilżająca zagości u mnie na dłużej, bo naprawdę fajnie nawilża, natomiast korygująca nie robiła nic specjalnego ;)
Czy kupię ponownie: nawilżającą TAK.

Ziaja liście zielonej oliwki maska regenerująca - bardzo sympatyczna maseczka, będziemy się często spotykać.
Czy kupię ponownie: TAK.

Ava BioAlga maseczka z algami morskimi - głęboko nawilżająca, naprawdę fajna maseczka. Dzięki niej zaopatrzyłam się w wiele innych maseczek Ava :)
Czy kupię ponownie: TAK.

Barwa Siarkowa maseczka siarkowa antybakteryjna - pierwszą użyłam, bo była dołączona do Shiny. Teraz kupuję nałogowo. Bardzo fajnie oczyszcza skórę i ma mega przyjemny zapach.
Czy kupię ponownie: TAK.

Dermo pHarma+ głęboko oczyszczające plastry na nos - moich wągrów, to chyba nic nie ruszy ;p
Czy kupię ponownie: raczej NIE.

Lirene Vitamin Energy witaminowa maska intensywnie nawilżająca - spodobała mi się, skóra po niej wydaje się być taka świeżutka, dobrze nawilżona.
Czy kupię ponownie: TAK.

Zużycia ciało:


Evree Super Slim olejek do ciała - przyjemny olejek, choć nie doczekał się recenzji, bo tak nie do końca spełniał moje oczekiwania i wolałam dać mu dłuższy czas na zadziałanie... No i oto jest w zużyciach.
Czy kupię ponownie: MOŻE.

Kneipp BIO-olejek do ciała, próbka - odsyłam do wcześniejszego wpisu tutaj ;)
Czy kupię ponownie: TAK.

Znacie te produkty, lubicie? Jak tam Wasze zużycia?

Pozdrawiam
Marta

A co powiecie na aronię?

Hej Kochani!

W majowym ShinyBox Kobiecy Szyk znalazł się balsam do ciała Beauty Naturalis Aronia. Jako, że balsamy bardzo lubię i regularnie się balsamuję, nigdy o tym nie zapominam, byłam zadowolona z obecności tego kosmetyku w pudełku.


Balsam ten został określony, jako wzmacniający naczynka. Dodatkowo ma pielęgnować skórę wrażliwą, nawilżać i wygładzać. Zawiera antocyjany aroniowe, czyli antyoksydanty, które wzmacniają ścianki naczyń kapilarnych oraz zmniejszają obrzęki, ekstrakt z miłorzębu, który działa łagodząco, przywraca skórze zdrowy koloryt, masło shea, które wspomaga barierę ochronną i pomaga utrzymać nawilżenie skóry oraz zapobiega podrażnieniom i olej migdałowy, który wpływa na jędrność i elastyczność skóry, opóźniając procesy starzenia, zmiękcza również naskórek i chroni przed wpływem negatywnych czynników zewnętrznych.


Balsam mieści się w plastikowym opakowaniu z minimalistyczną szatą graficzną i ma całkiem niezłe otwarcie, dozuje ani za dużo, ani za mało kosmetyku - w sam raz.

Jak się u mnie sprawdził?


Od razu po otwarciu zwróciłam uwagę na zapach, który jest dla mnie taki słodkawo-kwiatowy. Przyjemny. Konsystencja dość lejąca, czego w balsamach raczej nie lubię. Ale przecież liczy się działanie, prawda? ;p Kolor różowy, miły dla oka.
Generalnie, balsam jest dość fajny. Skóra po nim jest gładka, wydaje się być nawilżona. Nie zauważyłam specjalnie żadnego innego działania. Określić to, czy wzmacnia naczynka jest mi ciężko, gdyż ich jeszcze, na szczęście, nie posiadam ;)


Producent tego balsamu pisze, że jest on bez parabenów. Sama nazwa może nieco mylnie wskazywać, że kosmetyk należy do tych naturalnych. Z tego, co się orientuję, to skład raczej do super przyjaznych nie należy ;)


Podsumowując, moje wrażenia dotyczące balsamu są pozytywne, ale na pewno nie na tyle, żeby nabyć go w przyszłości. Jest wiele balsamów, które zrobiły na mnie dużo lepsze wrażenie niż ten. Określiłabym go mianem zwyklaczek ;) 

Poza tym, nigdy nie widziałam go normalnie w sprzedaży w sklepach. Tak samo, nie znam zupełnie tej firmy i jej produktów.

Mieliście może ten balsam lub do czynienia z produktami tej firmy? Jaki balsam do ciała najbardziej lubicie i polecacie?

Pozdrawiam
Marta

Nawilżenie od Laboratorium Ava

Hej Kochani!

Dziś przybywam do Was z postem na temat kosmetyku, który od paru tygodni umila moje poranki. O czym mowa? O epidermalnym kwasie hialuronowym HYDRANOVTM od Laboratorium Ava.


Według producenta 'HYDRANOVTM 3-krotnie szybciej i wydajniej zwiększa poziom nawilżenia niż czysty kwas hialuronowy. Otrzymywany jest  z czerwonej Algi Fucellaria Lumbrilicalis. Aktywuje syntezę epidermalnego kwasu hialuronowego w skórze. Działając na wszystkie jej warstwy stymuluje produkcję ceramidów, odżywia i wzmacnia szczelność naskórka, wypełnia zmarszczki od wewnątrz. Zaawansowany technologicznie koncentrat wiąże cząsteczki wody również na powierzchni skóry, zwiększając poziom nawilżenia już po 4 godzinach od pojedynczej aplikacji. Skóra odzyskuje elastyczność, jędrność i  gładkość, zdrowy i młody wygląd'.


Po otwarciu eleganckiej, szklanej buteleczki wyjmujemy pipetę, którą bezproblemowo nabieramy przezroczysty koncentrat. Jest on trochę gęsty, przypomina mi konsystencją serum.

Jak HYDRANOVTM sprawdził się u mnie?


Moja cera zdecydowanie potrzebuje nawilżenia, więc z chęcią zaczęłam go stosować trzy tygodnie temu. Zawsze nakładam go rano przed aplikacją kremu. Parę kropel na twarz, szyję i dekolt. Baaardzo szybko poczułam, że działa. O, tak - pomyślałam. Moja skóra jest nawilżona i jest mi wdzięczna :D Praktycznie od razu po aplikacji HYDRANOVTM moja skóra czuje wyraźną ulgę. Mam wrażenie jakby się 'odprężała'. Jest zdecydowanie porządnie nawilżona, widać polepszenie jej stanu gołym okiem.


Skład: Aqua, Glycerin, Phenoxyethanol, Xantan Gum, Ethylhexylglycerin, Sodium PCA, Sodium Carageenan, Sea Salt.

Używam koncentratu od trzech tygodni i zużyłam 2/3 buteleczki, więc wydajność może nie jest powalająca, ale nie jest też źle.
Bardzo polubiłam się z tym kosmetykiem. Myślę, że będę do niego często wracała.

Bardzo chciałabym wypróbować jeszcze jakieś ciekawe kosmetyki Avy. Możecie mi coś polecić? Znacie może ten koncentrat? Lubicie?

Pozdrawiam
Marta