Pomarańczowy zawrót głowy

Hej Kochani!

Ostatnio pisałam Wam o bardzo przyjemnym peelingu Lilla Mai -> klik. Niestety, wszystko, co dobre szybko się kończy, szczególnie jeśli jest miniaturą. Dzisiaj chciałabym Was zapoznać z peelingiem, który zagościł u mnie już jakiś czas temu i niezmiernie mnie zaskoczył. Czy było to pozytywne zaskoczenie dowiecie się w dalszej części posta ;)




Ta pomarańczowa piękność, to peeling myjący średnioziarnisty firmy Ziaja. Producent pisze, że peeling delikatnie myje i masuje skórę. Złuszcza zrogowaciałą warstwę naskórka. Pobudza krążenie dotleniając komórki skóry. Przywraca skórze naturalną gładkość i miękkość. Ułatwia wnikanie substancji aktywnych.

To peelingowe masełko otrzymujemy w intensywnie pomarańczowym 200ml słoiczku z białą nakrętką. Szata graficzna nie jest bardzo bogata, dostajemy najpotrzebniejsze informacje oraz narysowaną pomarańczkę. Po otwarciu ukazuje nam się intensywnie pomarańczowy i dość intensywnie pachnący peeling. Zapach, na pewno, nie dla osób, które nie lubią mocno cytrusowych. No i trochę sztucznawych. Ja do takich osób nie należę, zapach bardzo mi odpowiada. Konsystencja jest gęsta, taka galaretowata. Dobrze trzyma się ciałka, nie spływa ;)




Sam peeling jest mega fajny, przynajmniej w moim odczuciu :) Zapach, w nagrzanej łazience rozchodzi się i unosi umilając aplikację. Daje takiego energetycznego kopa :D Peeling jest średnioziarnisty i drobinki bardzo dobrze ścierają martwy naskórek. Po użyciu skóra jest gładka, miękka i pachnąca ;) Zapach utrzymuje się przez pewien czas. Jedyne, czego nie zauważyłam używając go, to nawilżenia. Ale nie przeszkadza mi to, bo po użyciu i tak porządnie nawilżam ciało olejkiem i balsamem.

Skład prezentuje się następująco:


Peeling bardzo mi przypasował i z chęcią wypróbuję inne warianty oraz na pewno będę do niego powracać ;)

A Wy mieliście może ten peeling? Lubicie peelingi Ziaja? 

Pozdrawiam
Marta

Dwa małe cudaki do włosów

Hej Kochani!

Od dłuższego czasu mam świra na punkcie włosów, dbania o nie, szukania dla nich odpowiedniej pielęgnacji. Namiętnie kupuję przeróżne szampony, odżywki, maski, ostatnio również włączyłam do mojej pielęgnacji olejowanie. Cały czas szukam idealnych kosmetyków, które przypadną do gustu moim włosom i zostaną z nami na dłużej. W ostatnim Joyboxie znalazły się bardzo fajne miniaturki szamponu i odżywki do włosów. Cóż to za cudaki?


Te dwie małe, różowe piękności to nawilżające i nadające objętość szampon do włosów Kevin Murphy Angel Wash oraz odżywka Angel Rinse.
Ciekawi jesteście jakie są? :)


Producent o szamponie:
Delikatny szampon regenerujący dla włosów delikatnych, słabych lub zniszczonych i farbowanych. Produkt zawiera proteiny mleka, które kontrolują problematyczne włosy uszkodzone długim zażywaniem leków, farbowaniem, rozjaśnianiem lub częstym prostowaniem. ANGEL.WASH delikatnie myje, jednocześnie zapobiegając wypłukiwaniu koloru. ANGEL.WASH chroni przed wolnymi rodnikami, hamuje utlenianie UVA, co jest niezbędne do odbudowy zniszczonych włosów.

Dodatkowo, ze strony internetowej kevinmurphy.pl dowiadujemy się, że składnikami szamponu są, między innymi:

Olejek ze skórki grejpfrutowej redukuje stres, a jego właściwości ściągające doskonale oczyszczają przetłuszczającą się skórę głowy i włosy
Detergenty bez siarczanów delikatnie myją i zapobiegają wypłukiwaniu koloru
Hydrolizowane białko owsa nadaje objętość
Ekstrakt z pestek słonecznika chroni przed wolnymi rodnikami, hamuje utlenianie UVA i regeneruje uszkodzenia spowodowane utlenianiem
Ekstrakt z lawendy wspomaga zdrowy wzrost, równoważy produkcję sebum i stymuluje proces regeneracji
Ekstrakt z liści zielonej herbaty wzmacniający antyoksydant zapobiegający łamaniu się włosów
Hydrolizowane proteiny pszenicy wysoce rafinowane, naturalne białko pochodzące z pełnego ziarna pszenicy poprawia strukturę włosa, nadaje połysk i odżywia włosy
Olejek ze skórki mandarynki zamyka i wygładza łuski włosów powodując ich naturalny blask. Antyoksydanty, witaminy A i C chronią przed stresem
Olejek z kwiatu pelargonii pachnącej nadaje włosom naturalny blask i sprawia, że są podatne na modelowanie
Wyciąg z owoców dzikiej róży bogaty w witaminę C, łagodzi podrażnienia skóry głowy

Nieźle, prawda?


Producent o odżywce:
Lekka, nadająca objętość odżywka wspomagająca odbudowę komórek włosa i skóry głowy.
Nawilża i chroni cienkie, suche i farbowane włosy bez ich obciążania. 


A składniki odżywki?

Masło z pestek mango indyjskiego ma właściwości łagodzące i ochronne
Ekstrakt z pomelo wspomaga wzrost włosów i regenerację ich komórek. Działa korzystnie na włosy suche i zniszczone
Olejek z kwiatu pelargonii pachnącej nadaje włosom naturalny blask i sprawia, że są podatne na modelowanie
Masło kakaowe łagodzi podrażnienia skóry i uelastycznia suche włosy i skórę głowy
Masło z mango zwiększa elastyczność suchych włosów i pomaga chronić włosy przed słońcem
Olejek ze skórki grejpfrutowej redukuje stres a dzięki jego właściwościom ściągającym doskonale oczyszcza przetłuszczające się włosy i skórę głowy
Olejek ze skórki mandarynki zamyka i wygładza łuski włosów podkreślając ich naturalny blask. Antyoksydanty, witaminy A i C chronią przed stresem
Estry oliwkowe regenerują włosy już na poziomie komórkowym

Zarówno szampon, jak i odżywka prezentują się nad wyraz fajnie, prawda? :)
A jak się sprawują na moich włosach?


Zacznijmy od szamponu. W Joyboxie znalazła się miniatura o pojemności 40ml i przyciągającym wzrok kwadratowym, z zaokrąglonymi rogami, opakowaniu. Jest ono jasno-różowe. Całość wygląda niczym cukiereczek :D Zamknięte jest białą nakrętką. Po otwarciu ukazuje się szeroki otwór. Niestety, mimo niego, szampon wydobywa się dość ciężko.


Konsystencja jest dość gęsta jak na szampon i taka... przyjemnie jedwabista. Kolorek perłowy.

A jak z działaniem?

Super! Już od jakiegoś czasu wydaje mi się, że moje włosy lubią proteiny, a właśnie, między innymi, je w nim znajdziemy :) Szampon bardzo delikatnie, ale skutecznie oczyszcza włosy. Czuć to od razu podczas mycia. Myjąc delikatnie się pieni, jednak nie jest to jakaś mega piana, powiedziałabym, że jest to piana idealnie otulająca i myjąca włoski ;) Pachnie ładnie, tak owocowo z nutką mięty lub jakiegoś zioła jak dla mnie.


Odżywka znajduje się w bardzo podobnym opakowaniu do szamponu, pojemność również 40ml, jedynie kolor taki ciemniejszy różowy. Niestety, odżywkę jest już w ogóle mega, meeega ciężko wydobyć ze środka!


Lecz nic to, bo przy szamponie tworzą niezwykle zgrany duet! :D Odżywka jest gęściutka, dosyć treściwa, a jednocześnie lekka. Kolor biały. Zapach dość podobny do szamponu, ale, dla mnie, mniej w nim owocowych nut, a więcej ziół. Nie potrzeba dużo nałożyć na włosy, aby uzyskać świetny efekt. Przez to jest naprawdę wydajna (szampon również). Producent zaleca spłukać około 80% odżywki (hmm, ciężka sprawa), a reszta, która zostanie na włosach ma sprawić, że zyskają zdrowy, błyszczący wygląd. No i co tu dużo mówić, przy niedokładnym zmyciu odżywki włosy wyglądają perfekcyjnie! Są idealnie dociążone, ale nie obciążone. Moje skręty są świetnie podkreślone. Włosy są pełne blasku, takie żywe! Cud, miód i malina :D

Szampon i odżywka w pełnym wymiarze mają opakowania po 250ml i kosztują 99zł. Jeśli chcielibyście się przekonać, czy u Was też się sprawdzą, maluszki po 40ml też są w sprzedaży i kosztują po 23zł. Powtórzę, że niby takie maluchy, ale są naprawdę wydajne :) Jedynym minusem jest, wspomniane wcześniej, ciężkie wydobywanie kosmetyku. Sama chętnie zakupię kiedyś pełne wersje tych produktów.

Znacie ten szampon i odżywkę? A może możecie polecić inne produkty Kevin Murphy?

Pozdrawiam,
Marta 

Wyniki rozdania!

Hej Kochani!

Mam dla Was wyniki rozdania, które trwało od 22.06 do 20.07.


Wyłonienie zwycięzcy, a w zasadzie zwyciężczyni, bo udział wzięły same kobietki, było nie lada wyzwaniem. Najlepsze były aż trzy odpowiedzi na pytanie 'Jak myślisz, czemu akurat taka nazwa bloga (Pielęgnacja zawsze spoko!)?'. Nagroda jest, niestety, tylko jedna, a mi ciężko było się zdecydować na jedną odpowiedź, dlatego pomogli mi moja córcia i mój mąż. 

Zapraszam do obejrzenia filmiku z losowania zwycięzcy (sorry za jakość wideo, następnym razem będę wiedziała, żeby pisać markerem :D)!















Gratulacje dla scarlet23!

Dziękuję wszystkim za udział i proszę scarlet23 o wiadomość z adresem, na który mam nadać przesyłkę z nagrodą :)

Mam nadzieję, że niebawem ruszy kolejny konkurs!

Pozdrawiam
Marta

Cudowności dla suchej i wrażliwej skóry

Hej Kochani?

Czy ktoś z Was ma, być może, suchą i/lub wrażliwą skórę ciała? Tak? Ten post jest właśnie dla Was kochane suchareczki i wrażliwcy :) Ja borykam się z tym problemem od dawna. Raz jest lepiej, raz gorzej. Lubię się dużo nawilżać/natłuszczać. Rytualnie wieczorami wcieram w swoje ciałko olejki oraz balsamy wszelkiej maści. Często też mąż raczy mnie oliwkowym masażem ciała (mmm... :D). Ciągle jednak szukam ulubionego produktu do nawilżenia mojej skóry. Ostatnio w konkursie u Agnieszki z bloga Kosmetyki z mojej półki udało mi się wygrać parę bardzo fajnych dermokosmetyków. Wśród nich znalazł się olejek pod prysznic firmy Eucerin® - główny bohater dzisiejszego posta.


Według producenta, Eucerin® pH5 olejek pod prysznic jest idealny dla skóry suchej i wrażliwej. Tworzy on na skórze ochronną warstwę lipidową oraz chroni ją przed wysuszeniem. Dodatkowo, łagodnie oczyszcza za pomocą delikatnej piany. Odpowiedni jest dla skóry skłonnej do alergii.

Jestem alergikiem, mam suchą i często wrażliwą skórę, więc powinien być odpowiedni dla mnie, prawda?


Najpierw jednak o tym jak się prezentuje. Olejek znajduje się w przyjemnym dla oka, przezroczystym opakowaniu z dość prostą, minimalistyczną szatą graficzną. W zasadzie na olejku podane są tylko najpotrzebniejsze informacje, nie ma żadnych zbędnych obrazków. Zamknięcie jest koloru czerwonego, na klik. Sam olejek od razu widzimy dzięki przezroczystemu opakowaniu. Jest on koloru delikatnie pomarańczowego. Po otwarciu czujemy całkiem przyjemny, taki właśnie, hmm, olejkowy (no nie może być :D), może trochę jak oliwka, zapach (nie jestem dobra w ich określaniu...). W każdym razie mi odpowiada ;) Konsystencja dość lejąca.


A działanie? Świetne! Naprawdę, nie spodziewałam się, że taki olejek pod prysznic może tak wiele! Gdy rozprowadzamy go podczas kąpieli na mokrej skórze, bardzo delikatnie się pieni. Jestem zszokowana, że olejek może tak dobrze oczyszczać skórę. Po użyciu czuję się taka... świeża :D Ale ale! To nie jest najważniejsze jego działanie! On po prostu genialnie nawilża skórę :) Osobom, które mają suchą skórę, ale bez totalnego przesuszenia, jestem skłonna powiedzieć, że można umyć się tym olejkiem i potem nie trzeba nakładać balsamu (czy tam tego, co używacie :)). Ja pokusiłam się o to parę razy, bo moja skóra nie sprawia mi już takich problemów, jak parę lat wcześniej i powiem tak: rano skóra nadal była nadal nawilżona, mięciutka, gładziutka, taka miła w dotyku jak po peelingu :) Zakochałam się w nim!



I jeszcze dorzucam zdjęcie składu:


Jestem bardzo na tak, na pewno nie raz zagości u mnie w łazience!

Znacie olejek Eucerin®? Możecie polecić coś jeszcze tej firmy? Lubicie olejki do mycia ciała?

Pozdrawiam
Marta

ShinyBox Perfect Beauty - say yes!

Hej Kochani!

Dziś chciałabym Wam zaprezentować gorące jeszcze pudełeczko Shiny, które niedawno wpadło w moje łapki. W tym miesiącu zawartość, wg mnie, jest baaardzo zadowalająca. 


ShinyBox Perfect Beauty - say yes! było współtworzone z firmą twojasuknia.pl. Nie bardzo wiadomo, na czym ta współpraca polegała, bo od firmy w pudełeczku nic nie znajdziemy ;) Shiny również obiecywało, że dzięki pudełku zadbamy o siebie od stóp do głów. Z tym się zgodzę :)

Co znalazło się w moim boxie?


A dokładniej:


REXONA antyperspirant Maximum Protection - cieszę się, że trafiła mi się Rexona, a nie Dove, który również można było dostać. Rexonki lubię, przyda się.

 
SHEFOOT krem odżywczy - idealnie, nie mam nic porządnego do stópek, smaruję je kremem do rąk, bardzo się przyda :)


NOREL krem hialuronowy (miniatura) - no, lepiej trafić nie mogli. Nie dość, że bardzo chciałam wypróbować coś tej firmy, to jeszcze krem jest idealny dla sucharków!


ETRE BELLE krem do opalania 30SPF (miniatura) - o tak, ta firma też mnie kusi od dawna. Myślę, że krem do opalania niedługo pójdzie w ruch, w końcu wróciło do nas słoneczko :D


FARMONA peeling myjący Tutti Frutti (travel size)- bardzo lubię zapachy tych peelingów, super :)


COSMODERMA pasta cukrowa Sweet Skin - o, pasty cukrowej do depilacji, to ja jeszcze w życiu nie miałam. Chętnie wypróbuję ten sposób depilacji.


SILCATIL sztyft ochronny - świetnie, że się pojawił, bo często mam problem z pęcherzami i odciskami - dużo chodzę i ćwiczę - więc przyda się jak nic!

Tu jeszcze rzut oka na opisy producenta i ceny poszczególnych produktów:


Podsumowując, jestem mega zadowolona z tego pudełeczka. Uważam je za naprawdę dobre i przemyślane. Jest to na pewno najlepsze pudełko z mojego 3-miesięcznego pakietu. Jest to też ostatnie pudełeczko w ramach właśnie tego pakietu. Na razie nie będę zamawiała kolejnego. A dlaczego? Mam już takie zapasy, że chyba muszę trochę przystopować ;p 

Niestety (;p), straszliwie kusi mnie extrabox Shiny ze Skin79, mam ochotę na to pudełeczko wypełnione produktami Skin jak nie wiem co. Skusić się, czy nie skusić - oto jest pytanie :))

Jak Wam się podoba zawartość ShinyBox Perfect Beauty - say yes! ? Macie swoje pudełeczko? 

Pozdrawiam
Marta

Jak sobie radzi szampon Biolaven?

Hej Kochani!

Pamiętacie jaka rozczarowana byłam żelem do mycia twarzy Biolaven, którego producentem jest Sylveco? Jeśli nie, to zapraszam tutaj. Na szczęście, oprócz żelu, nabyłam także szampon Biolaven. Czy zatarł on złe wrażenie jakie zrobił na mnie żel tej firmy?


Wzmacniająco-wygładzający szampon do włosów Biolaven przeznaczony jest do każdego rodzaju włosów. Według producenta skutecznie oczyszcza bez podrażniania nawet wrażliwej skóry głowy. Zawiera olej z pestek winogron, który nadaje włosom miękkość, gładkość i sprawia, że stają się bardziej odporne na niekorzystne czynniki. Oprócz oleju z pestek winogron zawiera również olejek eteryczny z lawendy, który skutecznie odświeża i wzmacnia.

Brzmi bardzo sympatycznie, a jak jest w rzeczywistości?


Szampon otrzymujemy w zgrabnej buteleczce z miłą dla oka grafiką w kolorach biało-fioletowych z dodatkami zielonych napisów i czarnym zamknięciem. Całość nawiązuje do tego, że szampon jest naturalny. Zamknięcie flip top z niewielką dziurką do wydobywania produktu i całe szczęście, bo z większą mógłby być problem, ponieważ szampon jest dość 'rozwodniony'. Otwierając czujemy przyjemny, słodziutki zapach winogron.


Konsystencja, jak wspomniałam, dość wodnista, ale nie potrzebujemy nie wiadomo ile, żeby dobrze oczyścić włosy. Moje odczucia wobec tego szamponu są takie, że jest on dość delikatny. Sądzę, że osoby z faktycznie wrażliwą skórą głowy polubiłyby go. Bardzo fajnie oczyszcza włosy. Mi wystarczyło jedno mycie, by poczuć różnicę. Włosy po umyciu są długo świeże, gładkie i miękkie. Jest to szampon idealny na co dzień. Co więcej, bardzo dobrze radzi sobie ze zmywaniem olejów z włosów. Wystarczy raz umyć włosy po olejowaniu i gotowe. Nie trzeba powtarzać. Wspomniany zapach winogronowy nie utrzymuje się na włosach długo. Wiem, bo zdarza mi się (niezwykle rzadko, ale jednak) nie nałożyć odżywki po myciu ;). Wydajność całkiem niezła.

Ogólnie rzecz ujmując, jest to bardzo fajny, naturalny (skład znajdziecie na drugim zdjęciu), delikatny i hypoalergiczny szampon.


Bardzo się cieszę, że szampon okazał się być dobry i nieco zatarł złe wrażenie jakie zrobił na mnie żel Biolaven. Chętnie sięgnę po niego ponownie.

A Wy znacie ten szampon? Lubicie? Macie swoje ulubione produkty Biolaven lub Sylveco?

Pozdrawiam
Marta

Miły zdzieraczek od Lilla Mai

Hej Kochani!

Dziś chciałabym przybliżyć Wam peeling, który parę razy umilał moje wieczorne kąpiele. Chodzi tu o peeling algowy do ciała firmy Lilla Mai.


Peeling ten jest miniaturą, która została dołączona do czerwcowej edycji ShinyBox - The Birthday Edition. Szczerze mówiąc, z całej gromadki produktów w tym pudełku, to właśnie on skradł moje serce. 

Dlaczego?


Według producenta peeling algowy powinien wygładzić i uelastycznić naszą skórę. Ponadto, ma za zadanie ją uelastycznić oraz oczyścić i odżywić. Co więcej, dzięki zawartym w nim składnikom takim, jak magnez, wapń, cynk, żelazo i potas, ma redukować tłuszcz i cellulit.


Słoiczek, w którym dostałam peeling Lilla Mai jest malutki, ale dość ciężki, szklany, ciemny - zapewne po to, aby właściwości peelingu nie miały szans zmienić się w kontakcie ze słońcem. Szata graficzna przyjemna dla oka, kojarzy się z naturą. Po otwarciu zauważyłam, że zapach peelingu jest dość specyficzny, nie określiłabym go przyjemnym, raczej takim 'aptecznym'. Konsystencja z pozoru dość gęsta, lecz gdy nabierzemy go na dłoń okazuje się, że jest taki delikatniejszy i łatwo może spaść w czeluście odpływu jeśli go zaaplikujemy i nie rozetrzemy od razu.


Poza niezbyt fajnym zapachem, do którego bardzo szybko przywykłam, muszę powiedzieć, że jest to naprawdę dobry peeling. Może rozsmarowując go po ciele nie czułam, aby to był super mocny zdzierak (a takie lubię), lecz skóra po użyciu jest baaardzo przyjemna w dotyku, gładziutka. Naprawdę dobrze ściera martwy naskórek. Dodatkowo, odczuwalne jest to, że nawilża. Już po pierwszym użyciu miałam wrażenie, że skóra jest bardziej napięta, elastyczna. Nie mam pojęcia, co z redukcją tłuszczu i cellulitu, bo używałam go za krótko, aby móc stwierdzić jakąkolwiek zmianę pod tym kątem. Myślę, że na dłuższą metę mógłby zdziałać wiele dobrego. Taki słoiczek starczył mi na cztery razy. Szkoda, że się kończy :(


Na tyle, na ile się orientuję, skład jest naprawdę miły i przyjazny. Jest to jeden z produktów, który może się określać jako naturalny, wręcz wegański :)


Bardzo chciałabym poznać więcej produktów Lilla Mai, bo jedynie z tym peelingiem miałam styczność dzięki ShinyBox.

Znacie ten peeling? Albo może mieliście coś innego firmy Lilla Mai?

Pozdrawiam
Marta

Żelowe nie-love

Hej Kochani!

Ostatnio nie mam szczęścia do żeli do mycia twarzy. Po żelu Biolaven, który okazał się być dla mnie totalnym niewypałem (więcej info tutaj), sięgnęłam po następny żel w moich kosmetycznych zapasach. Mowa tu o żelu-piance do mycia twarzy z serii simply firmy, którą bardzo lubię, czyli Tołpy.


Żel ten jest hypoalergiczny, przeznaczony dla skóry wrażliwej. Producent pisze, że dzięki żelowej pianie łagodnie oczyszcza skórę z makijażu i zanieczyszczeń. Nie narusza bariery ochronnej, koi podrażnienia i nawilża. Odświeża i wygładza. Pozostawia skórę oczyszczoną bez uczucia ściągnięcia.

Świetnie by było, a jak jest naprawdę?


Żel jest zamknięty w przyjemnej dla oka (jak to Tołpa) biało-szaro-niebieskiej tubie z zamknięciem na klik. Stoi bardzo dobrze na podłożu, nic nie wycieka. Produkt łatwo wydobyć z tubki i myślę, że pod koniec używania mogłoby nawet nie być potrzebne rozcinanie opakowania, które normalnie praktykuję ;) 

Niestety, mam poważne wątpliwości, czy zużyję go do końca...


Już parę miesięcy temu włączyłam do mojej codziennej pielęgnacji mycie twarzy żelami. Zaczęłam własnie od Tołpy i ich żelu z serii green, który doskonale się u mnie spisywał (więcej tutaj). Niesety, po tamtym żelu ciężko mi znaleźć taki, który spełniałby moje wymagania. Mianowicie, aby nie ściągał, nie wysuszał i żeby dobrze oczyszczał skórę. Czy wymagam wiele? Chyba nie...

A jak to jest z żelem-pianką Tołpy?


Konsystencja żelo-pianki jest dość gęsta. Zapach ma bardzo przyjemny, świeży. Po nałożeniu na twarz produkt łatwo się rozprowadza i w połączeniu z wodą elegancko, delikatnie pieni. Problem w tym, że po chwili mycia odczuwałam dyskomfort, ponieważ żelo-pianka zaczynała 'oblepiać' mi twarz. Serio, czułam takie dziwne oblepienie, bardzo nieprzyjemne. No ale co tam oblepienie, może jednak dalej będzie lepiej. Niestety, po umyciu twarzy czułam ściągnięcie, którego wg obietnic producenta miało nie być. Dodatkowo, twarz była odrobinę przesuszona, a żel miał nawilżać... Na pewno, nie czułam się super świeżo po użyciu tego produktu. Podczas używania musiałam bardzo uważać, ponieważ odrobina żelu w oku skutkowała szczypaniem i takim delikatnym, chwilowym 'zamroczeniem'. Jeśli niechcący posmakowałam żelu podczas mycia, to potem czułam niezbyt przyjemny posmak przez dłuuugi czas. Plusem było to, że rzeczywiście dobrze oczyszczał - przecierałam skórę potem micelem i na waciku nie widziałam żadnej pozostałości po makijażu.


Oczywiście, nie jestem zbytnio zadowolona z tego żelu. Myślę, że są osoby, którym mógłby odpowiadać, ale moja sucha i chyba nadzwyczaj wrażliwa cera nie polubiła go. I kolejny żel idzie w odstawkę... 


Skład, jak widać, nie powala.

Bardzo żałuję, że ostatnio nie mogę znaleźć żelu, który by mi przypasował. Chyba wrócę do tego żelu Tołpy z serii green.

A Wy jakich żeli używacie? Jak wygląda Wasze wieczorne oczyszczanie twarzy?

Pozdrawiam
Marta

Nowy JoyBox

Hej Kochani!

Dziś z rana otrzymałam przesyłkę, która bardzo mnie ucieszyła. Przyszedł nowy JoyBox :D Szata graficzna pudełeczka, według mnie, baaardzo na plus. Jest radośnie, letnio, kolorowo :)


Chciałabym zaprezentować Wam co tam udało mi się upolować ;)



IWOSTIN ochronny dezodorant do stóp Propodia - idealny na lato.



VENUS multifunkcyjny CC mus do ciała 8w1 - moje blade nóżki się ucieszą.




MOKOSH olej jojoba 100% - baardzo się cieszę, że udało mi się dostać ten olejek. Mam zamiar używać go do włosów i twarzy. Nie mogę się doczekać, kiedy go użyję :)



GILETTE maszynka do golenia Venus Snap z pięcioma wymiennymi ostrzami - super rozmiar na wakacyjne wypady.



KEVIN MURPHY szampon Angel Wash i odżywka Angel Rinse do włosów farbowanych (miniatury) - uwielbiam tak pięknie, słodziutko pachnące kosmetyki. Ciekawe, czy zapach będzie zostawał na włosach!


REALASH odżywka do rzęs Eyelash Enhancer (miniatura) - teraz używam Magiclash z ShinyBox, ale potem pewnie sprawdzę, co może zdziałać ten maluszek :)



MISTERO MILANO lakier do paznokci, pilnik i próbka kremu do rąk - całkiem przydatny zestawik.



AUSTRALIAN GOLD saszetka z brązującym żelem do opalania SPF 15 - hmm, nigdy czegoś takiego nie używałam, chętnie spróbuję.



ISADORA tusz do rzęs All Day Long Lash (miniatura) - tuszy do rzęs nigdy za mało ;)



AA podkład AA Make Up - trafił mi się rozświetlający, niech będzie, choć to chyba najmniej ciekawy produkt dla mnie z całego pudełka.


Zawartość pudełeczka prezentuje się całkiem zacnie i imponująco jak na 49zł, które kosztowało:


Macie swojego JoxBoxa? Które produkty z pudełka Was najbardziej interesują? :)

Pozdrawiam
Marta