Nowe cienie od MySecret - wrażenia, swatche i makijaż



Hej Kochani!

Ostatnio byłam na małych zakupach w Drogerii Natura i dorwałam paletkę cieni MySecret Hot Colors Dive Into The Ocean. Kiedy widziałam ją w jakiejś prezentacji nowości tej firmy w necie od razu wiedziałam, że będzie moja. Śliczne kolory - takie, jak lubię plus to, że paletki od MySecret zaskakują dobrą jakością przy tak niskiej cenie (normalnie paletka kosztuje ok. 14 zł chyba, ja swoją dorwałam w promo za 9,99zł ;)). Zdecydowanie zachęcają do kupna.

Byłam bardzo ciekawa, czy ta paletka mimo pięknych kolorków mnie nie zawiedzie. Co się okazało?






Najpierw kilka słów od producenta:



Paleta perłowych i metalicznych cieni, które pozwolą stworzyć olśniewający i oryginalny makijaż.
Jedwabista i delikatna struktura ułatwia aplikację. Cienie znakomicie przylegają do powieki i zachowują trwałość przez długi czas.
Dostępne 2 kompozycje kolorystyczne: Dive into the ocean i Paradise Island.

Jak pisałam wcześniej, zakupiłam Dive into the ocean. Kolory z tej paletki niesamowicie mi się podobają. Bardzo lubię takie cienie, ciemniejsze, niebieskie i zielenie - mam wrażenie, że moje oko wtedy fajnie wygląda, jest ładnie podkreślone. Plusem jest również jeden jasny cień, który zawsze dodaję w kąciku lub maluję nim trochę pod brwiami. 


Jak pisałam w poprzednim poście, przeważnie nakładałam cienie palcami. Tym razem wypróbowałam moich nowych pędzli ;) Muszę przyznać, że naprawdę fajnie mi się je nakładało. Nie zauważyłam, żeby cienie się osypywały.



Jeśli chodzi o ich trwałość, to na bazie pod cienie wytrzymały mi cały dzień bez żadnych niespodzianek. Dodam, że specjalnie nie zmywałam makijażu do ćwiczeń, żeby sprawdzić co się stanie, no i oko okazało się być w stanie nienaruszonym ;)



Do całego makijażu użyłam:
-podkład Max Factor Skin Luminizer Foundation 55 Beige
-korektor (wypełniacz linii mimicznych) Lumene Touch Of Radiance 1 Original Light
-eyeliner (linia wodna) Lumene Raspberry Miracle Eyeliner
-baza pod cienie Wibo
-paletka cieni MySecret Hot Colors Dive into the ocean
-eyeliner Lovely Turquoise Wave
-tusz Lovely Pump Up The Volume

Generalnie, jestem baaardzo zadowolona z tych cieni - będą idealne na co dzień, na wieczorne wyjścia, itp. Muszę przyznać, że ta paletka zainspirowała mnie do częstszego malowania. Może w końcu poćwiczę i nauczę się dobrze malować oczy? :D

Znacie te cienie MySecret, lubicie je? 


Pozdrawiam
Marta

Nowości u Marty vol. 2

Hej Kochani!

Przyszedł czas na podsumowanie kolejnych nowości, które u mnie ostatnio zawitały. Ponownie trochę tego wszystkiego jest ;)

Zacznę od mojego urodzinowego zamówienia z mintishop.pl


Z okazji urodzin postanowiłam zrobić sobie niemały prezent kosmetyczny i stwierdziłam, że zrobię zakupy w mintishop.pl, gdzie zawsze kusi mnie mnóstwo wspaniałości ;) Zakupiłam:
1) mega popularną szczotkę Tangle Teezer - jako, że mam problem z wypadaniem włosów, a słyszałam o niej wiele dobrego, że ich nie wyrywa, itp. zdecydowałam się w końcu ją przetestować.
2) rozświetlacz Mary Lou Manizer. Cudko. Nie muszę chyba nic więcej dodawać :D
3) dwie gumki Invisibooble. Ten sam powód, co przy Tangle Teezer. Przy dziecku często noszę związane włosy i zawsze zbierało mi się na płacz, jak zdejmowałam gumkę i widziałam wplątane w nią duże ilości moich włosów. Teraz, być może, to się skończy.
4) dwa pędzle Hakuro - H70 i H77, z nadzieją, że w końcu zmotywują mnie do wykonywania makijażu oczu nie tylko palcem ;)
5) pędzel Real Techniques do nakładania różu, rozświetlacza i bronzera. Jako, że mój pędzel do różu umarł śmiercią naturalną (zniszczyło go ciągłe użytkowanie) zdecydowałam się na ten zakup. Żałowałam, że nie było takiego odpowiednika Hakuro, ale co tam, profesjonalistką nie jestem, więc ten jest ok ;)
6) sampler Yankee Candle o zapachu Cappucino Truffle, aby wreszcie, choć odrobinę, przekonać się o co ten cały szał z YC.


Wspominałam we wcześniejszych nowościach, że ma do mnie przyjść paczucha pełna kosmetyków nowej linii Tołpa: simply. Bardzo się ucieszyłam z tej wygranej na ich facebookowym profilu KLIK :)


W paczce znajdowały się: 
1) sucha skóra: regenerujący krem ochronny
2) młoda skóra: matujący krem przeciw niedoskonałościom
3) mycie twarzy: łagodny żel-pianka do mycia twarzy
4) młoda skóra: oczyszczający żel-peeling do mycia twarzy
5) sucha skóra: regenerujący balsam do ciała
6) młoda skóra: zwężający pory tonik do twarzy

Matujący krem oddałam koleżance, ponieważ zupełnie nie nada się do mojej suchej skóry, ale mogę napisać, że niektóre z tych produktów na pewno zagoszczą u mnie na dłużej :)


W trakcie trwających promocji w Rossmannie musiałam skusić się na parę rzeczy, choć, oprócz tuszu do rzęs i odżywki do paznokci, nic, tak naprawdę, nie potrzebowałam. Uroki tych promocji ;p. Niestety, nie zachowałam paragonów, więc promocyjne ceny podaję tylko orientacyjnie ;).

Pierwsze parę dni promocji zaowocowało kupnem dwóch podkładów od Max Factor. Max Factor Face Finity All Day Flawless 3w1 to mój ulubiony podkład już od jakiegoś czasu. Kupiłam więc kolejne opakowanie, które podczas promocji kosztowało około 30zł. Skusiłam się też na podkład Skin Luminizer tej samej firmy (cena podczas promo też koło 30zł), jak na razie robi całkiem niezłe wrażenie ;) Bardzo żałowałam jednego - od dawna chciałam wypróbować Healthy Mix-a Bourjois. Niestety, w żadnym z trzech Rossmannów w mojej okolicy nie ma szafy Bourjois i nie udało mi się go kupić...


Kolejna tura promocji i kolejne zakupy. Tym razem dorwałam:
1) dwa tusze Lovely Pump Up The Volume (ok. 9 zł za obydwa :D), o których słyszałam wiele dobrego i chyba się w nich zakochałam ;)
2) nowy tusz od Maybelline Lash Sensational (ok. 15zł), o którym też było głośno - mam nadzieję, że się sprawdzi i u mnie
3) odżywkę Eveline (ok. 14zł - okazała się nie być jednak w promocji), bo uwielbiam te odżywki jako bazy pod tusz.



Po tych zakupach stwierdziłam, że jednak mało mi i poleciałam jeszcze po: 
1) turkusowy eyeliner od Lovely (ok. 4zł), o którym już pisałam (KLIK)
2) grubaska Maybelline Master Graphic (ok. 10zł), choć nie wiem, czemu zdecydowałam się na ten grubaśny eyeliner, a nie na zwykły pisak jaki lubię ;)
3) czarny ołówek od Lovely (ok. 3zł), bo czarna kreska na linii wodnej u mnie musi być
4) bazę pod cienie Wibo (ok. 4zł), bo na moich oczach, to chyba tylko jeden jedyny cień dobrze się trzyma bez bazy.


Trzecia, i zarazem ostatnia, tura promocji, zaowocowała zakupami tylko tego, co potrzebowałam, czyli:
1) odżywki do paznokci Eveline Diamond Hard and Shiny Nails (ok. 7zł), którą bardzo lubię i jestem wierna odżywkom Eveline
2) Diamond Flash Fast Dry Top Coat od Sally Hansen (ok. 13zł), bo zależy mi na tym, aby moje pazurki wytrzymywały trochę dłużej niż jeden dzień przy dziecku ;)
3) lakier Wibo Granite Summer (ok. 3zł), aby w lato moje pazurki wyglądały inaczej



Na koniec zakupy dla moich biednych, w dalszym ciągu wypadających (:C), włosów. Zakupiłam:
1) Toscana Hair Mask od Planeta Organica dla suchych i zniszczonych włosów, bo cały czas walczę o nie po ciąży
2) Maska super silna stymulacja wzrostu od Bania Agafii, ponieważ może to, co wypada jakoś odrośnie ;)


Uff, dużo tego było. Postaram się napisać recenzje paru z tych produktów, bo naprawdę zasługują na uwagę :)

Jak tam Wasze zakupy, wpadło coś ciekawego ostatnio? :)

Pozdrawiam
Marta

Bubel jakich mało vol. 1

Hej Kochani!

Przy okazji rossmannowskich promocji trafiłam na niezłego bubla i zdecydowałam się z Wami tym podzielić. Tym produktem jest turkusowy eyeliner Lovely. Dlaczego uważam go za bubla?


Zacznijmy od tego, że skusiłam się na niego z powodu wielu pozytywnych i zachęcających do kupna opinii (mogłam poczytać więcej na forach...;)). Rzeczywiście, te eyelinery od Lovely cieszyły się popularnością podczas promocji, ponieważ drugiego dnia promocji na półkach w moim Rossmannie zostały tylko trzy - dwa brązowe i jeden turkusowy. Jako że brązu w makijażu nie lubię za bardzo (mam wrażenie, że do mnie nie pasuje), to skusiłam się na turkus.

Eyeliner znajdziemy w fajnym opakowaniu, o ładnym kolorze. Pędzelek do aplikacji jest cieniutki - taki, aby móc precyzyjnie wykonać kreskę. 


Kolor, nie powiem, miał potencjał. Bardzo lubię turkusowy. Ten z eyelinera może nie był super turkusem, ale i tak na pędzelku wyglądał kusząco. Niestety, pierwsze pozytywne wrażenia na tym się kończą. Od razu, gdy namalowałam kreskę na ręce wiedziałam, że coś jest nie tak. Była bardzo mało widoczna, z prześwitami. Gdy zaaplikowałam eyeliner na powiekę nie było lepiej ;) Żeby uzyskać jakikolwiek zadowalający efekt musiałam malować chyba ze cztery warstwy, a kolor i tak nie był zbyt ciekawy. Dodatkowo, oko odrobinę mi załzawiło i rozmył się z łatwością. Trochę lepiej spisuje się, gdy nałożymy go na bazę pod cienie. Ze trzy warstwy wystarczą i kolor jest dużo lepiej widoczny oczywiście (i trwały). Jednak trzeba się nieźle przy nim napracować. W skali bublowatości dałabym mu ze 3 na 5 (gdzie 1 to byłby trochę bubel, a 5 bubel totalny ;)), ponieważ da się coś z niego wyczarować. Wstawiam zdjęcie kreski, którą zrobiłam na bazie (trzy warstwy), choć pamiętajcie, że ja malować się za dobrze nie potrafię i jakość zdjęcia też pozostawia wiele do życzenia :)


Całe szczęście eyeliner w promo kosztował coś koło 4zł, czyli do przeżycia :)

Ktoś z Was ma ten eyeliner? Jak wrażenia?

Pozdrawiam
Marta

Mój ulubiony peeling do twarzy

Cześć Kochani!

Majówka to idealny czas, aby wyprodukować posta o moim ulubionym peelingu do twarzy. Jakiś czas temu, podczas tzw. dermokonsultacji, nabyłam oczyszczający peeling do twarzy Sylveco. Wcześniej używałam balsamu myjącego do włosów z betuliną tej firmy (recenzja -> KLIK) i byłam zachwycona. Stwierdziłam, że czas polubić się z większą ilością ich produktów ;) Jaka to była świetna decyzja!


Peeling ten jest hypoalergiczny, co jest dla mnie bardzo ważne, bo moja twarz reaguje dość alergicznie na niektóre produkty (pamiętam studniówkę i makijaż robiony w Sephorze - mimo, że uprzedzałam, że jestem alergikiem Pani tak mnie wymalowała, że cały następny tydzień nie chciałam wychodzić z domu, a musiałam... ;)). Producent pisze, że jest przeznaczony dla skóry ze skłonnością do przetłuszczania - ja mam podobno skórę suchą, a spisuje się u mnie świetnie. Drobinki zawarte w peelingu bardzo porządnie zdzierają martwy naskórek, skóra staje się gładka i miła w dotyku. Moja mama od razu po tym, jak go użyłam zapytała mnie, co robię ze skórą, że tak dobrze wygląda :) Jeśli chodzi o jego zapach, zapach olejku z liści drzewa herbacianego, to hmm, jest dość specyficzny, wiele osób narzeka, ale mi wcale nie przeszkadza, wręcz po dłuższym używaniu mi się podoba ;).



Warto wspomnieć o wydajności. Od dłuższego czasu stosuję ten peeling co 2 dni (tak, moja skóra się z nim naprawdę bardzo polubiła - nigdy nie byłam aż tak systematyczna w stosowaniu peelingu, a tu proszę) i zużyłam tylko około 1/3 opakowania, a nie żałuję przy nakładaniu :).

Cena to 19,95zł, do kupienia KLIK, choć nie tylko, ja kupuję u mnie w okolicy w sklepie z naturalnymi kosmetykami.


Na koniec podaję całkiem fajny skład tego cuda: Aqua, Alumina, Glycine Soya Oil, Butyrospermum Parkii Butter, Glycerin, Caprylic/Capric Trigliceryde, Glyceryl Stearate, Sorbitan Stearate, Sucrose Cocoate, Vitis Vinifera Seed Oil, Equisetum Arvense Extract, Cera Alba, Cetyl Alcohol, Benzyl Alcohol, Xanthan Gum, Dehydroacetic Acid, Melaleuca Alternifolia Leaf Oil.

Zdecydowanie warto nabyć :)


Pozdrawiam
Marta

Ujędrnianie i nie tylko z BIO-Olejkiem firmy Kneipp

Hej Kochani!

Dziś chciałabym Wam napisać co nieco o BIO-Olejku do ciała firmy Kneipp. Wspominałam już, że udało mi się wygrać konkurs organizowany przez DAYLI na Facebooku, co zaowocowało tym, że w moje ręce trafiło parę produktów firmy Kneipp właśnie.

Uwielbiam olejki do ciała i byłam bardzo ciekawa jak ten sobie poradzi z moją skórą, więc zaczęłam testowanie już ponad miesiąc temu. Moja skóra po ciąży wymaga trochę więcej uwagi niż zwykle, także mam wysokie oczekiwania wobec produktów, których używam. Jak sprawdził się wspomniany BIO-Olejek?


Pierwsze, co zauważyłam, a raczej poczułam, to zapach. Słodziutki zapach grejfruta, który od razu przypadł mi do gustu. Konsystencja, jak to olejek, nieco lejąca, ale łatwa do aplikacji i szybko wchłaniająca się po wmasowaniu w skórę. Po ponad miesiącu używania muszę przyznać, że jestem zdecydowanie na tak. Po ciąży pojawiło mi się parę nowych rozstępów i, mimo nieustannego smarowania różnymi specyfikami, nie chciały stać się mniej widoczne, a tu proszę. Odkąd używam BIO-Olejku Kneipp zauważyłam, że rozstępów praktycznie nie widać. Nie ściemniam :D Sama byłam w szoku ostatnio, jak zaczęłam się przyglądać mojej skórze :) Dodatkowo, skóra jest mega nawilżona i zdecydowanie bardziej jędrna, napięta. Warto także wspomnieć, że jego wydajność jest całkiem niezła. Używam go od ponad miesiąca, a zużyłam około połowy, czyli nie jest źle ;)  

Oto skład olejku: Carthamus Tinctorius (Safflower), Seed Oil**, Olea Europaea (Olive) Fruit Oil**, Limonene*, Citrus Grandis (Grapefruit) Peel Oil, Citral*, Linaool*, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Tocopherol.
* z naturalnego olejku eterycznego
** z kontrolowanej uprawy ekologicznej

Czyż nie jest cudowny? ;)

Cena, jak patrzę w internecie, to około 30zł za buteleczkę 100ml.







Olejek ten, wraz ze swoim składem, trafia do moich zdecydowanych ulubieńców. Na pewno zdecyduję się jeszcze go kupić.













Pozdrawiam!
Marta

Pyszny peeling Wellness & Beauty

Hej hej :)

Dziś będzie post o moim ostatnim, peelingowym ulubieńcu - Wellness & Beauty z olejem z mango i kokosem.



Jakiś czas temu uważałam, że peelingi to strata czasu. Na całe szczęście dostałam jeden w prezencie i przekonałam się, co może zdziałać. Stosując peeling usuwamy martwy naskórek. Skóra staje się oczyszczona, elastyczniejsza, po prostu piękniejsza. A poprawa wyglądu naszej skóry, to chyba to, na czym większości z nas zależy.

Jako, że ostatni peeling mi się skończył, postanowiłam spróbować czegoś nowego i w rozsądnej cenie. Peeling Wellness & Beauty nabyłam podczas któryś tam zakupów w Rossmannie. Wybrałam zapach mango i kokosa, ponieważ je uwielbiam i myślałam, że będzie idealny dla mnie. Wcale się nie myliłam. Zapach jest cudowny, słodziutki, mogłabym wąchać go non-stop ;). Konsystencja peelingu jest ciekawa - przez olejek wydaje się taka bardziej wodnista. Gdy zanurzam w nim palce wyczuwam spore kryształki... soli. Peeling jest określany jako cukrowy, ale przy bliższym zapoznaniu się z produktem dowiadujemy się, że to sól. Cóż ;)


Po użyciu zachwytów ciąg dalszy - peeling spełnia chyba wszystkie moje oczekiwania. Nie dość, że zapach przepiękny, konsystencja fajna, grube kryształki cukru (soli ;)) bardzo dobrze 'zdzierają' to, co powinny 'zedrzeć'. Dodatkowo, po użyciu na skórze pozostaje ten fantastyczny zapach i coś jeszcze - cieniutka tłusta warstwa (od olejku). Jeśli ktoś tego nie lubi, to nie będzie zachwycony. Można spróbować wygrzebywać sam peeling bez mieszania z olejkiem. Mi wcale nie przeszkadza ta warstwa na skórze, wręcz lubię coś takiego.


Minusy? Wydajność. Aby się porządnie wypeelingować trzeba go sporo zużyć. Dla mnie starczy go na około 4-5 razy.

Cena peelingu nie jest wygórowana. Ja za swój zapłaciłam około 13 zł. Pojemność 300g. Dostępny w drogerii Rossmann.

Skład:


Z chęcią wypróbuję resztę peelingów Wellness & Beauty. A Wy? Znacie? Lubicie? :)


Pozdrawiam
Marta

Nowości u Marty vol. 1

Hejka!

Chwila minęła od ostatniego posta, a złożyło się na to wiele czynników. Moje małe Zosinkowe piękności była ostatnio dość absorbująca w związku z tym, że prawdopodobnie bolały ją dziąsełka (przygotowanie do ząbków). Dodatkowo święta, święta, wyjazdy i trochę chorowałam. Na szczęście, jest już lepiej i stwierdziłam, że dziś, zamiast recenzji, pochwalę się moimi ostatnimi nabytkami, oraz wygraną w jednym, fajnym konkursie. Ale będzie testowania i recenzowania, już zacieram ręce :D


Zacznijmy od moich nabytków ostatnich dni.


Na pierwszy ogień idzie płyn micelarny Garnier, o którym słyszałam oraz czytałam wiele dobrego. Duża butelka, promocja w Rossmannie oraz denko mojego ulubionego L'Oreala zachęciły mnie do zakupu. Dodam, że już zaczęłam go używać i chyba zagości u mnie na dłużej ;)
 




Podczas dermokonsultacji, na które wybrałam się pod koniec marca, nabyłam trzy nowe rzeczy od Sylveco. Bardzo miła Pani zbadała jaką mam skórę. Zdziwiłam się, bo przed ciążą skórę miałam mieszaną z przewagą tłustej, a teraz, po ciąży, mam suchą. Takie to wariacje :) W każdym razie zakupiłam peeling oczyszczający, pomadkę z peelingiem oraz pomadkę z betuliną. No i, oczywiście, fajną, ekologiczną torbę, którą dostawało się przy zakupie za 50zł. Na zdjęciu brakuje balsamu myjącego z betuliną, bo kupiłam już kolejne opakowanie, ale uznałam, że nie ma sensu pokazywać go drugi raz.





Tołpa, Tołpa, Tołpa. Bardzo polubiłam się z ich produktami. Ostatnio, skończył mi się ich żel oczyszczający z serii green, więc stwierdziłam, że czas zrobić małe zakupy. A to wiązało się z kupieniem jeszcze paru innych produktów tej firmy. Kurier dostarczył w moje ręce żel do mycia twarzy i oczu z serii physio, odżywkę do włosów czarny owies z serii botanic oraz mydło borowinowe do odnowy biologicznej. Firma dodała mini żel pod prysznic czarna róża z serii botanic. Miło z ich strony. Tym bardziej się ucieszyłam jak parę dni później docenili mój pomysł w fejsbukowym konkursie i niedługo dotrze do mnie parę kosmetyków z ich nowej serii simply. O tak tak :)





Mascara Clinique. Akurat kończą mi się moje dwa tusze, L'Oreal Volume Million Lashes So couture (uwielbiam) i Deborah Milano Extraordinary Mascara 5 in 1. Czas wrócić do Clinique. Kiedyś bardzo ją lubiłam, ale było to ładnych parę lat temu. Ciekawe jak teraz się sprawdzi.





Następne nabytki, to efekt dzisiejszego spaceru do Tesco, gdzie mam Drogerię Natura. Wreszcie są moje... Moje, moje... :D Napatrzyłam się na makijaże tymi cieniami i zapragnęłam ich już jakiś czas temu. Dziś wreszcie udało mi się je nabyć. Cienie MySecret Hot Colors Revolt Against The Nude oraz KOBO Professional 148 PINK i 150 LIME. Oj, będę się dużo malowała tej wiosny. Może nawet coś Wam pokażę, chociaż makijaże to nie jest jakaś moja super mocna strona ;)






Jeszcze chciałabym Wam pokazać parę produktów Kneipp, które udało mi się wygrać w fejsbukowym konkursie DAYLI Polska. Bio-Olejek do ciała, krem do rąk Kwiat migdała, pielęgnacyjny olejek do kąpieli Kwiat migdała, płyn pod prysznic Radość życia oraz, dobrze mi już znana, esencja do kąpieli Głęboki odpoczynek. Najbardziej ciekawi mnie działanie Bio-Olejku do ciała. Akurat kończy mi się Bio-Oil, więc niedługo zaczynam testy :)





Do kosmetyków Sylveco dostałam mnóstwo próbek, oraz przy zakupie produktów Tołpy wybrałam sobie parę próbek, które mnie zaciekawiły. Bardzo lubię próbki, bo mam szansę poznać się z większą ilością produktów tych firm.





Zdaje się, że niedługo do tych nabytków dojdą jeszcze nowe z okazji urodzin - chyba zamówię sobie co nieco z Minti Shop, ale na razie to by było na tyle ;).

Znacie, lubicie? Może polecicie mi jakiś fajny produkt, który mogę sobie sprawić jako prezent urodzinowy? ;)


Pozdrawiam
Marta